Hałas piły, okulary ochronne, papier ścierny na gumówce, podarte rękawiczki, troska o palce, aby nie podzieliły one ich losu...
Tak wyglądał mój ostatni weekend w towarzystwie najnowszej zabawy w rękodzieło. Mianowicie zachciało mi się podstawek drewnianych. Zachcianki, zachciankami, sporą rolę pełnił tu również fakt, że za brzozę nie trzeba, na szczęście mojego pustego portfela, płacić.
Kiedy już z pomocą taty wycięłam potrzebne okręgi przyszedł czas na szlifowanie. Szalone obroty krążka szybko pokazały mi, że to nie będzie praca łatwa, cicha, a dziura w rękawiczce, że również nie całkiem bezpieczna. Mimo to zagryzłam zęby, zawzięłam się, i jestem dumna mogąc zaprezentować efekt.
Po szlifowaniu wypalałam napisy, cytaty znalezione w otchłani internetu. Na pierwszy ogień poszła kawa. (No bo kto pogardzi kawą w jesienną pluchę..? A jaką przyjemność można sprawić sobie zamawiając oryginalną podkładkę..)
Jakie teksty znalazłam, i zdecydowałam się umieścić? Zobaczcie sami!